Opalanie się to nie jest czynność, którą lubię. Nie lubię leżeć bezczynnie i marnować w ten sposób czasu. Poza tym, to uczucie wszechobecnego gorąca mnie dobija. W tym roku zmusiłam się do tego kilka razy na potrzeby testów pewnych kosmetyków. Pożytek z tego jest taki, że teraz przynajmniej nie jestem blada, jak ściana i nie rażę ludzi po oczach. Z perspektywy czasu wiem, że ten efekt był do osiągnięcia i bez tych tortur. Wszystko za sprawą niewinnie i niepozornie wyglądającej mgiełki brązującej dwufazowej Lirene. Zapragnęłam ją mieć od kiedy tylko zobaczyłam efekty "przed" i "po" na Instagramie blogerki, którą odwiedzam.
Jak widać, mieści się ona w poręcznym, plastikowym i przezroczystym opakowaniu, dzięki któremu możemy kontrolować zużycie mgiełki. Do tego fajnie widać efekt dwóch warstw produktu. Wyposażony jest on w atomizer, który się nie zacina, a dobrze rozpyla mgiełkę po całym ciele. Przed użyciem produkt należy wstrząsnąć, co nie sprawia większego problemu, bo już po 2 razach płyny są zmieszany. Zapach jest dość specyficzny, ale nie przeszkadza mi. Mgiełka nie pachnie, jak typowy samoopalacz. Woń jest znośna, aczkolwiek niecodzienna.
Pierwsze efekty zauważyłam już kilka godzin po aplikacji, ale były one dość mizerne. Najbardziej efekt ujawnił się po kilku użyciach. Moja opalenizna stała się mocniejsza. Nie ma tu efektów, jak po użyciu samoopalacza (sama teoretycznie go nie używałam, ale widziałam je u mamy), więc nie ma tu mowy o nieestetycznym nałożeniu, żółtej skórze czy powstałych plamach. Opalenizna powstaje równomiernie i jednakowo na całym ciele. Konsystencja produktu jest oleista i wchłania się dość szybko. Nie zostawia takiej nieprzyjemnie tłustej warstewki, co mi się bardzo podoba. Mgiełkę stosowałam jedynie na nogi, bo to one wymagały w tej kwestii wsparcia i efekty bardzo mnie satysfakcjonują. Warto również nadmienić, że mgiełka poza główną funkcją, tj. opalaniem, spełnia również funkcję pielęgnacyjną. Świetnie nawilża skórę. Wszystko za sprawą znajdującego się w niej oleju z karotki oraz ekstraktu z bursztynu, które odpowiedzialne są za regenerację skóry. Jakby tego było mało przywracają jej blask. Dodatkowo znajdziemy tu nawilżający kompleks AquaCell. Dzięki tej mgiełce nogi wyglądają świetnie - są muśnięte słońcem i prezentują się wizualnie lepiej. Tę mgiełkę, jak i wiele innych produktów marki Lirene kupicie na stronie Iperfumy.pl.
Znacie mgiełkę brązującą Lirene? Lubicie wspomagać się tego typu specyfikami?
Jak wiesz mam tą mgiełkę i wczoraj o niej pisałam. Bardzo się z nią polubiłam i również stosuję jedynie na nogi. :)
OdpowiedzUsuńProdukty brązujące lubię, ponieważ w tym roku doszłam do wniosku, że zbyt długie przebywanie na słońcu nie działa na mnie zbyt dobrze, a brązowe ciałko uwielbiam. Mgiełek zawsze się bałam, bo myślałam, że wystąpią po nich plamy i opalenizna będzie nierówna. Super, ze produkt nie pozostawia tłustej warstwy :)
OdpowiedzUsuńJa w tym roki niczego takiego nie uzywalam, ale będę o niej pamietac :)
OdpowiedzUsuńO to może by był i coś dla mnie, bo samoopalaczy typowych to nie lubię 😁😁😁
OdpowiedzUsuńja jestem blada jak ściana, więc u mnie nie ma co podkreślać, bo pewnie swietnie by sie nadawała ta mgiełka jako podkreślenie opalenizny. a mnie skoro słonce nie łapie to kosmetyki tez mi nie pomogą :D
OdpowiedzUsuńTo że nie łapie Cie słońce, nie znaczy, że kosmwtyk nie podziała ;) to nie jest przyspieszacz opalania, tylko kosmetyk, który ma Cię opalić sam siebie :p
UsuńFajnie, że daje naturalny i równomierny efekt :D Na pewno wypróbuję, bo tak wszyscy kuszą :D
OdpowiedzUsuńNie miałam nigdy tego typu produktu w formie mgiełki ;)
OdpowiedzUsuńwłaśnie używam, muszę wyrobić sobie jakąś opinię :)
OdpowiedzUsuńWidziałam recenzję tej mgielki u jednej z zaprzyjazionych blogerek i juz ona przekonala mnie do jej uzycia. Dzis czytajac Twoja recenzje utwierdzilam sie w przekonaniu ze to produkt ktory warto wyprobowac :-)
OdpowiedzUsuńNie znam jej, ale lubię kosmetyki delikatnie brązujace zaraz po zimie- by nie świecić bladym ciałem.
OdpowiedzUsuńwypada ciekawie i ten fajny efekt może być super
OdpowiedzUsuńBardzo ładnie wygląda tego produktu jednak nie znam :)
OdpowiedzUsuńZ racji tego, że nie mogę się opalać to takie produkty są w sam raz dla mnie.
OdpowiedzUsuńMgiełki nie znam i szczerze mówiąc niezbyt przepadam za tego typu produktami. Ale jestem otwarta na nowości, więc może następnego lata wypróbuje:)
OdpowiedzUsuńMiałąm ją kupic, ale jednak wybrałam balsam z Bielendy :P
OdpowiedzUsuńNigdy nie miałam takiego produktu, ale dobrze wiedzieć, bo za rok znowu będzie lato :)
OdpowiedzUsuńZawsze oddaję tego typu produkty siostrze, osobiście nie przepadam za nimi.
OdpowiedzUsuńNigdy nie byłam w posiadaniu tego typu produktu i poiwem szczerze, że nie przepadam za sztucznym brązowieniem się.
OdpowiedzUsuńUżywałam tylko olejku przyspieszającego opalanie z Kolastyny i bardzo go polubiłam. Myślę, że jak ten wykończę, to spróbuję tego z Lirene :)
OdpowiedzUsuńPiekna sprawa. Ubolewam nad tym, ze lato sie konczy. Rok temu po operacji w ogole sie nie opalalam. W tym roku wykorzystalam czas. A wiadomo - opalenizna z czasem blednie. Swietny kosmetyk.
OdpowiedzUsuńRzadko używam tego typu produktów, boje się nierównomiernych plam na ciele ;) ale być może się skuszę :)
OdpowiedzUsuńKarotka i bursztyn, hm. Chyba nawet czeka u mnie w szafie w kolejce. Średnio jednak jestem nastawiona do kosmetyków tego typu ale pewnie spróbuję. Niemniej, ja kocham się opalać. Szkoda że w tym roku nie miałam okazji. W zeszłym notorycznie miałam okazję być z moim nad jeziorami i morzem... W tym masakraa.
OdpowiedzUsuńmoj ulubiony produkt tego lata:)
OdpowiedzUsuńJa w tym roku się mocno opaliłam, ale to idealny produkt dla mojej siostry, którą słońce uczula.
OdpowiedzUsuńNiestety nie przepadam za takimi kosmetykami dla tego się nie wypowiem :)
OdpowiedzUsuńJa nie mogę się opalać, więc taka mgiełka jest dla mnie idealnym rozwiązaniem :)
OdpowiedzUsuńMi sie właśnie podoba to, że efekt otrzymujemy stopniowo. Wtedy skóra wygląda bardziej naturalnie i tak jak piszesz nie mamy efektu samoopalacza.
OdpowiedzUsuńJa powiem CI Kochana, ze ogolnie to uwielbiam Bladość :) hihihihi, ale taką mgiełkę chętnie użyłabym na nogi, bo często je smaruje samoopalczem :) Buziaki :*
OdpowiedzUsuńNic poza balsamami utrzymujacymi opalenizne nie uzywalam, wiec nie znam sie totalnie i nie wiem nawet jak trzebaby oceniac takie kosmetyki. Ale ciekawa jestem efektu przed i po, moze wrzucisz jakies zdjecia przed i po ? :)
OdpowiedzUsuńEfektu "przed" niestety nia ma szans pokazać, no bo nogi już "opalone" :p
Usuńmiałam tę mgiełkę, na mojej jasnej skórze dawały fajny, delikatny efekt :-)
OdpowiedzUsuńNie przepadam za tego typu pielęgnacją, ale mgiełki uwielbiam:)
OdpowiedzUsuńmoja blada i wrażliwa skóra nie lubi się z ostrym słońcem za to bardzo lubię samoopalacze i właśnie takie delikatne mgiełki.
OdpowiedzUsuńMam mały dystans do produktow brązujących, średnio zachęcające sa dla mnie :/
OdpowiedzUsuńmam ją w zapasach:)
OdpowiedzUsuńNie używam takich rzeczy. Uważam że mam wystarczająco ciemną karnacje i już nie ma co przesadzać.
OdpowiedzUsuńO, widzę że i Ty skusiłaś się na mgiełkę. Ja ją uwielbiam <3 To najlepszy tego typu produkt na jaki trafiłam w tak przystępnej cenie :)
OdpowiedzUsuńW tym roku też wspomagałam się mgiełkami :P To fajny wynalazek, muszę przyznać :) Wygodne i chyba zdrowsze niż opalanie
OdpowiedzUsuńRzadko jej używałam, ale może czas wrócić na końcówkę lata :D
OdpowiedzUsuńja zawsze byłam przeciwkp solarium ale w miescie otworzyli "bezpieczne opalanie" ktore polega na troche innych zasadach i po 2 razach byłam bardzo zadowolona :) minelo kilka msc i teraz chce pojsc raz znowu :)
OdpowiedzUsuńNigdy nie używałyśmy czegoś podobnego :)
OdpowiedzUsuńZgodzę się, efekt jest, ale po regularnym stosowaniu. Najlepiej nawet dwa razy dziennie. Niestety ale mi średnio ta mgiełka przypadła do gustu;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam tę brązującą mgiełkę - bardzo mi przypadła do gustu forma używania
OdpowiedzUsuń